Zimowa wyrypa na Głównym Szlaku Beskidzkim!
Główny Szlak Beskidzki, to ponad 500 km szlak rozpoczynający się w Wołosatem i kończący w Ustroniu. Creme de la creme Beskidów! Świetna okazja na kontakt z naturą, innymi turystami oraz sobą. GSB można przewędrować ciągiem przez kilkanaście dni, ale przyjemności dobrze sobie dawkować, więc my mamy plan, aby wędrować przez GSB w etapach przez kilkanaście miesięcy.
Tak się składa, że mamy za sobą już V etapów tego zdobywania i wiecie co? Idzie nam bardzo dobrze :) Ostatnia wycieczka przypadła na 22 stycznia i przyniosła dużo emocji. A czemu? Zachęcamy do lektury.
Blisko dwudziestoosobowa ekipa bladym świtem wyruszyła w kierunku Przełęczy Krowiarki, tam około 9.00 zwarci i gotowi wyruszyli na szlak. Ahoj przygodo!
Poszczególne etapy przejścia GSB charakteryzując się wieloma kilometrami do przejścia i obfitością przewyższeń. Tym razem miało być inaczej. Co prawda kilometrów sporo, ale przewyższeń tylko ponad 800 m, więc planowany był luz i relaks. Życie zweryfikowało nasze plany.
Owszem spodziewaliśmy się zimowej aury, prószącego śniegu, mrozu i wszechobecnej bieli, ale to co zastaliśmy na szlaku przeszło nasze najśmielsze oczekiwania.
Pierwszym charakterystycznym punktem do jakiego mieliśmy dotrzeć była Polica – najwyższy szczyt na jaki tego dnia się wdrapaliśmy – 1369m n.p.m. Standardowo z Przełęczy Krowiarki dociera się tam w nieco ponad 3h, nam zajęło to ponad 4h, a warto wiedzieć, że formy nam nie brakowało.
Co zatem tak bardzo nas spowalniało? Otóż śnieg, a właściwie jego ilość. Głębokie zaspy przez które musieliśmy się przedzierać skutecznie wpłynęły na tempo tej wyprawy. Przez chwilę, no więcej niż chwilę zachodziła obawa, że będziemy musieli skrócić szlak.
Och, jak dobrze, że na trasie było Schronisko PTTK na Hali Krupowej, dobrze było usiąść w cieple, rozgrzać się i odpocząć. Zwłaszcza, że wiedzieliśmy, co czeka nas dalej, a czekał na nas ciąg dalszy torowania.
Wyruszyliśmy gotowi na to wyzwanie. Nie współczujcie nam jednak, dla nas to była wyśmienita zabawa. Cudowanie było wędrować wśród białego puchu i nie był nam straszny ani mróz ani wiatr ani niepoliczalna ilość śniegu.
Co więcej, zrealizowaliśmy plan w 100% i nie uroniliśmy ani metra z zaplanowanej trasy. W Jordanowie zameldowaliśmy się o 20.00 cali i zdrowi. Owszem byliśmy zmęczeni i zmarznięci, ale jacy szczęśliwi!
Dziękujemy, że byliście z nami! Bez Was projekt „Główny Szlak Beskidzki z PTTK Kielce” nie mógłby zostać realizowany! Przebieramy nogami na myśl o kolejnej wyprawie i liczmy, że i tym razem zima nas nie zawiedzie!
Do zobaczenia na szlaku!
Wszystkie zdjęcia zrobił Robert Nicpoń - przewodnik beskidzki - współtwórca projektu "Główny Szlak Beskidzki z PTTK Kielce".