I Zimowy Maraton Świętokrzyski za nami...
I Zimowy Maraton Świętokrzyski przeszedł już do historii, ale nam nadal towarzyszą emocje, które kumulowały się w nas przez kilka miesięcy.
fot. Zbyszek Borowiec
Zapisom 1 grudnia towarzyszyło ogromne napięcie, a przez nasze głowy galopowało tysiące myśli. Zadawaliśmy sobie pytanie czy to się uda? Czy będą chętni? Czy zimowe świętokrzyskie przyciągnie piechurów?
Ku naszemu ogromnemu zdziwieniu i jeszcze większej radości, lista uczestników wypełniła się w 8 minut! I tym sposobem 200 uczestników 21 stycznia 2017 r. stanęło na starcie I Zimowego Maratonu Świętokrzyskiego.
Szaleństwo wydawania pakietów rozpoczęło się już o 5 rano i pokazało, że nikt nie odpuści spotkania z prawdziwą zimą na blisko 50 km trasie. Kiedy każdy został wyposażony w pakiet startowy, mapkę, dobre słowo i rady organizatorów, przyszedł czas na start.
fot. Zbyszek Borowiec
fot. ZByszek Borowiec
Jeszcze tylko szybka fotka, to tak na pamiątkę.
fot. Grzegorz Gruszka
Wschodzące słońce oraz dźwięk gongu tybetańskiego – doskonałe połączenie i znak, aby ruszyć.
I ruszyli! Wprost spod ruin zamku w Bodzentynie... Chciałoby się rzec: w nieznane… Nie takie straszne, bo mapy doskonale pomagały odnaleźć się w terenie.
fot. Robert Kulak
Na rozgrzewkę… Miejska, na którą prowadzi solidne podejście. Trasa nie sprawiła Wam jednak szczególnych trudności, a po osiągnięciu 426 m n.p.m. – bo takiej wysokości znajduje się szczyt – szlak przebiegał przez bardziej płaski teren.
fot. Zbyszek Borowiec
Podążaliście dalej leśną ścieżką w towarzystwie ośnieżonych drzew w kierunku Świętej Katarzyny. Tam ulokowany był pierwszy punkt kontrolny, a na nim słodki poczęstunek (bo jak wiadomo cukier krzepi) oraz gorąca herbata. Jak się okazało, nie byliście jakoś szczególnie zmęczeni, bo niewiele z Was skorzystało z dobrodziejstw tego punktu.
fot. Zbyszek Borowiec
fot. Zbyszek Borowiec
A może tak bardzo śpieszyło Wam się na Łysicę? Wszak to ona była kolejnym wyjątkowym miejscem na trasie. Oblodzone kamienie, śliska ścieżka i duża ilość śniegu, to jest to, co na pewno zapamiętacie z podejścia na Królową Łysogór. Po osiągnięciu 612 m n.p.m. kierowaliście się w stronę Kakonina, do którego zejście zazwyczaj jest bezproblemowe, ale tamtego dnia było naprawdę ślisko, więc wzmożona czujność nieco mogła wpływać na Wasze tempo.
fot. Zbyszek Borowiec
fot. Zbyszek Borowiec
Przy zabytkowej chałupie sporo z Was mogło skorzystać z chwili wytchnienia przy wiacie turystycznej z widokiem na Pasmo Bielińskie. W samych Bielinach swoją lokalizację miał kolejny punkt kontrolny, który oprócz ciepłych napojów serwował też gorącą, pyszną i pachnąca zalewajkę świętokrzyską. Na to już Was nie trzeba było namawiać. I słusznie, bo oprócz kondycji ważne jest też pożywianie i nawadniane organizmu.
fot. Katarzyna Witkowska
A skoro o nawadnianiu mowa, gdzieś w Paśmie Bielińskim swój kociołek przygotował sam Panoramix...i serwował magiczny napój. Tak było!
No prawie, bo tak naprawdę ognisko rozpalił Marcin – Prezes Oddziału Świętokrzyskiego PTTK w Kielcach. Ale napój, który tam ważył, naprawdę był magiczny. Świadkowi potwierdzają, że wywar roboczo nazwany „Herbatką Prezesa” dodawał sił w sposób iście magiczny, czego nie dało się wytłumaczyć w żaden racjonalny sposób.
fot. Marcin Marciniewski
Trudno było opuścić to miejsce, ale meta wzywała i przyciągała jak magnes, więc po uzupełnieniu motywacji do dalszej wędrówki, ruszaliście choć nie bez żalu zostawiając odkryte niespodziewane obozowisko.
fot. Marcin Marciniewski
fot. Marcin Marciniewski
Pokonując wypłaszczenie na Wale Małacentowskim mieliście okazję podziwiać Łysogóry w zimowej szacie. Od pewnego momentu wędrówki na horyzoncie pokazał się Święty Krzyż i niejako wskazywał szacunkowo następny punkt kontrolny.
fot. Zbyszek Borowiec
Właśnie u stóp Łysej Góry, w Nowej Słupi czekała na Was przepyszna zupa pomidorowa serwowana przez pomocników Zimowego Maratonu Świętokrzyskiego. Warto wspomnieć, że bez wolontariuszy, czyli naszych dobrych duchów, nie udałoby nam się tak pięknie Was przyjąć.
fot. Zbyszek Borowiec
Posileni pomidorówką i napełnieni myślą, że jeszcze tylko Chełmowa Góra i meta, ruszaliście w drogę.
Czekaliśmy na Was w Ośrodku Wypoczynkowym „Gołoborze” w Rudkach. Z ogromną radością witaliśmy każdego z Was na mecie, a o Waszym przybyciu meldował znajomy już dźwięk gongu tybetańskiego. Każdy, niezależnie od czasu przybycia na metę, mógł usłyszeć zasłużone fanfary, bo każdy z Was był naszym bohaterem tego dnia.
fot. Grzegorz Gruszka
fot. Grzegorz Gruszka
fot. Grzegorz Gruszka
Dla formalności dodamy, że pierwszy uczestnik na mecie zameldował się po 4 godzinach, a ostatni po 13godzinach. Ale tak jak obiecaliśmy – u nas nie było zwycięzców i przegranych – każdy zyskał miano najlepszego! Kiedy wszyscy bezpiecznie dotarli na metę, posilili się ciepłą i smaczną zupą gulaszową, przyszedł czas na odpoczynek.
fot. Grzegorz Gruszka
Następnego dnia spotkaliśmy się na gali medalowej, gdzie każdy kto ukończył trasę, otrzymał medal oraz pamiątkowy dyplom, no i oczywiście gromkie brawa od współmaratończyków.
Ciepłe słowa do uczestników skierowali gospodarze: wójt Nowej Słupi – Andrzej Gąsior oraz Burmistrz Miasta i Gminy Bodzentyn – Dariusz Skiba. Były wspomnienia, opowieści i przeżycia z pokonanego dystansu. A rozlosowane nagrody zachęcały do odwiedzenia Gór Świętokrzyskich jeszcze nie jedne raz.
fot. Zbyszek Borowiec
fot. Zbyszek Borowiec
fot. Zbyszek Borowiec
Tutaj czas na podziękowania dla pomocników bez których nie dalibyśmy radę przygotować taki pięknej zimowej imprezy turystycznej! Jesteście niezastąpieni!
fot. Zbyszek Borowiec