Oferta turystyczna
Kalendarz imprez
Newsletter
Jeśli chcesz być informowany na bieżąco o nowościach w naszym serwisie podaj swój adres e-mail.
Wspomnienia z imprez



Zamow przewodnika
+ Nawigacja: PTTK Kielce » Galeria » Imprezy turystyczne » 2017.05.13-14 - Wyjazd KG PTTK Kielce w Beskid Żywiecki. Babia Góra od południa.

2017.05.13-14 - Wyjazd KG PTTK Kielce w Beskid Żywiecki. Babia Góra od południa.
Wyjazd Klubu Górskiego PTTK Kielce w Beskid Żywiecki 13-14.05.2017r. Wyjazd, ach co to był za wyjazd! Ekipa KG PTTK Kielce wzięła sobie za cel zdobycie Babiej Góry i realizując plany, wczesnym rankiem 13 maja 2017 r. ruszyła z Kielc ku kolejnej przygodzie. Wyjazd był po części zagraniczny, gdyż wejście na ten Mount Everest Beskidów przewidzieliśmy od słowackiej strony. Miejscem startu była Orawska Polhora (Orawska Półgóra), najdalej na północ wysunięta miejscowość Republiki Słowacji. geograficznie i historycznie należąca jak wskazuje nazwa do Orawy. Stąd, z punktu zaznaczonego na elektronicznej mapie turystycznej jako Oravská Polhora, jednota (676 m n.p.m.), tuż przed 9 rano ruszyliśmy szlakiem czerwonym w stronę Slanej Vody (Słona Woda). Do tego punktu poruszaliśmy się mało uczęszczaną drogą asfaltową będącą "dojazdówką" do stojącej tam Chaty Slana Voda. Widoki były niesamowite, a na pewno większości piechurom zupełnie nieznane. Oto "Królową Beskidów z córką i dworem" oglądać było można od słonecznej, południowej strony. Po drodze zostawiliśmy po lewej stronie niewielkie wyniesienie Tal'agowej Grapy (802 m n.p.m.) za którą po niewielkim obniżeniu doszliśmy do Slanej Vody (743 m n.p.m.).Tu, w tym starym, znanym już w średniowieczu uzdrowisku przewodnik zarządził krótką przerwę, wszak był już to czas na konsumpcję jakiegoś śniadania. Oczywiście nie omieszkałem opowiedzieć turystom o tym miejscu, o słonym źródle wody jodowo - bromowej i o podziwianych widokach. Po przerwie ruszyliśmy w dalszą drogę. Tym razem wędrowaliśmy fragmentem szlaku żółtego (Slana Voda - Babia Góra - Zawoja Widły). Ten najstarszy szlak turystyczny na szczyt Babiej Góry i jeden z najstarszych w Beskidach Zachodnich towarzyszył nam aż do wspomnianej "babki". Z początku ruszyliśmy Aleją Hviezdoslava (rezerwat przyrody), mijając rozłożone po lewej stronie niewielkie torfowisko. W Pasekach, z lewej strony, na krótkim odcinku dołączył się szlak niebieski, którym przez Czyżów Wierszek można przejść na polską stronę do Przywarówki. Już po chwili wyszliśmy na częściowo odkryty teren przy Gajówce na Równi (Hajovka Hviezdoslava). Hájovna na Rovinách (885 m n.p.m.) była doskonałym punktem do kolejnego odpoczynku. Tu zająłem wolny czas wędrowców opowieścią o „Hviezdoslavie” (Gwiazdosław, czyli Pavol Országh), uważanym za najważniejszego słowackiego poetę, który mieszkając w nieodległym Namiestowie często odwiedzał uzdrowisko w Słonej Wodzie. Stąd też w oryginalnej gajówce mieści się obecnie muzeum jemu poświęcone. Zresztą w budynku tym w 1904 r. urodził się Milo Urban, inny znany słowacki pisarz, dziennikarz i tłumacz. Spędził tu wczesne dzieciństwo praktycznie odcięty od cywilizacji. Jemu też poświęcona jest ekspozycja w sąsiednim budynku należącym do kompleksu leśniczówki. Po wysłuchaniu opowieści część z wędrowców udała się do budynków leśniczówki by zapoznać się z ekspozycją i zdobyć pieczątki do turystycznych książeczek. A ja, korzystając z okazji zmniejszonego grona słuchaczy wyśpiewałem obiecywany wcześniej słowacki hymn oparty na pięknej ludowej melodii Kopala studienku. Po tym artystycznym występie zarządziłem wymarsz w dalszą drogę. Od tego miejsca skończyły sie żarty i na poważnie wzięliśmy sie za zdobywanie wysokości. Słońce świeciło dość mocno, warunki temperaturowe przekraczające 20°C przypominały lato. Zmieniać się to zaczęło wraz z nabieraniem wysokości. Po minięciu drewnianej wieży Rozhladna Staviny gdzie stanęliśmy na krótki postój temperatura otoczenia spadła, a my od poziomu 1200-1300 m. n.p.m. weszliśmy w nową porę roku - początkującą wiosnę. Objawiała się nam ona w postaci płatów topniejącego śniegu, czy obłędnie kwitnącymi fioletowymi szafranami. Im wyżej tym pogodowo było coraz gorzej. Choć to akurat nam nie przeszkadzało. Wędrując przez słowacki rezerwat Babia hora przylegający do Babiogórskiego Parku Narodowego stanęliśmy jeszcze na krótki odpoczynek, dla złapania oddechu, na Półgórskich Rozstajach przy Diablim Kamieniu. Tu była też mowa o Zbójeckim Chodniku, Ficku rabusiu ze Skawicy i tabace będącej głównym elementem niegdysiejszego przemytu. Nieco dalej od tego miejsca, przy najwyżej z tej strony położonym źródłe „Pri Studničke“ zatrzymaliśmy się jeszcze raz, tym razem w celu uzupełnienia zapasów wody, bądż z chęci jej zwykłego skosztowania. Od tego przystanku rozpoczęliśmy akcję szczytową. Mozolnie wspinając sie do góry, przy coraz mniejszej widoczności z powodu zalegającej mgły, dotarliśmy na wymarzony szczyt. Babia Góra (1725 m n.p.m.) została zdobyta! Na Diablaku konieczna była przerwa, choćby dla zrobienia pamiątkowych fotek, podelektowania się sukcesem i wypatrywania przerw w gęstej mgle, by dostrzec jakieś widoki. Oczywiście jako przewodnik skorzystałem z chwili by opowiedzieć historię góry (jej eksploracji czy zagospodarowania). Po tej dłuższej pauzie ruszyliśmy szklakiem czerwonym (fragment GSB) w stronę Przełęczy Brona. Gdzieś za Pośrednim Grzbietem, w obniżeniu Przełęczy Lodowej (1611m n.p.m.) spotkaliśmy kolejną porę roku zimę, z dużą ilością zalegającego na szlaku śniegu. Kilka momentów z powodu białej pokrywy było naprawdę niebezpiecznych, ale te przeszliśmy bez żadnych problemów. Pozostało przejście przez Kościółki na Przełęcz Brona (1408 m n.p.m.). Po ostatnim krótkim postoju ruszyliśmy w dół ku nieodległemu juz schronisku. Zejście nie należało do najłatwiejszych z uwagi na wspomniany śnieg, który im niżej tym bardziej przypominał szarą, brudną, ale mocno śliską breję. Gdy wraz z utratą wysokości skończyła się śnieżna przeprawa zmieniliśmy też porę roku. Ze schodzącej, kończącej się zimy weszliśmy w ... no właśnie nie w wiosnę. Można szczerze powiedzieć, że Markowe Szczawiny witały nas ponurą, wilgotną i mglistą listopadową jesienią. Ale wtedy już finiszowaliśmy przy Schronisku PTTK (1188 m n.p.m.) na wspomnianej hali. Schronisko stało się naszą bazą do następnego poranka. Tu po krótkim kwaterunku w pokojach spożyliśmy obiadokolację i w pięknych warunkach terenowych (nie pogodowych) mieliśmy czas dla siebie. Następnego dnia czekało nas kolejne wyzwanie. A 13 maja 2017 r. przedreptaliśmy 14 km przy sumie podejść wynoszącej ok. 1106 metrów. Przeżyliśmy też w ciągu jednego dnia (dla wielu było to pierwsze doświadczenie tego typu) cztery pory roku, ale w takiej jakiejś dziwnej, nienaturalnej kolejności.
W niedzielę 14 maja jak to zazwyczaj bywało przy dwudniowych wyjazdach z noclegiem w schronisku, śniadanie mieliśmy o godz. 8:00. Pobudka następowała indywidualnie, w zależności od chęci spania, czy stanu zmęczenia organizmu. Jedynym wyznacznikiem był czas przewidziany na pierwszy posiłek i następujący po nim wymarsz, a ten określony został przeze mnie na godz. 9:00. Równie tradycyjnie co poranne śniadanie, duch przewodnicki i turystyczny spowodował że pobudka w moim wykonaniu była jak zawsze na wyjazdach mocno wczesno-poranna. Zanim jeszcze zasiedliśmy do porannego posiłku, ja już miałem w nogach niewielki spacerek, który określmy jako rekonesans. Po śniadaniu, opuściliśmy pokoje i w oczekiwaniu na wymarsz robiliśmy ostatnie fotki przed schroniskiem. Po podaniu planu wędrówki ruszyliśmy do walki z dystansem. Poranny, przed śniadaniowy rekonesans nakreślił dalszy plan. Odstąpiłem z uwagi na nieszczególną pogodę, głównie zalegającą mgłę i wiatr, od modyfikacji trasy i wejścia na Małą Babią Górę. Podjąłem decyzję o trzymaniu sie przyjętego wcześniej harmonogramu wycieczki. Czas pokazał niestety, że można było pokusić sie o wejście na królewnę Beskidów i wydłużenie nieco planowanego przejścia. Ale dbałość o dobro turystów w momencie ruszania na szlak przeważyło. Skoro ruszyliśmy, to oczywiście musieliśmy się trzymać jakiegoś szlaku. Tym zaś był dalszy fragment Głównego Szlaku Beskidzkiego którym juz od wczoraj poruszaliśmy sie idąc od "Pani Beskidów". Czerwona kreska towarzyszyła nam (cóż za złe określenie we współczesnych czasach, nie dość, że czerwony kolor to jeszcze ten towarzysz się trafił) aż do szczytu Mędralowej. Zanim tam dotarliśmy, to niemal na początku trasy, minęliśmy jedyne tego dnia, niebezpieczne miejsce na trasie przemarszu. Mowa oczywiście o ciągle aktywnym, stromym osuwisku z lat 90-tych minionego wieku nad dolinką Marków Potoku. To osuwisko zwane Zerwą Cylową znajduje się na północno wschodnim stoku wierzchołka Małej Babiej Góry (1517 m n.p.m.) czyli ...Cyla. Miejsce które minęliśmy to najniebezpieczniejszy odcinek na całym Górnym Płaju, czyli na dawnej śródleśnej drodze myśliwskiej wybudowanej w 1883 r. przez ówczesnych właścicieli tych ziem rodziny żywieckich Habsburgów. Droga ta wielokrotnie naprawiana i modyfikowana jest dziś ważnym elementem infrastruktury turystycznej na obszarze Babiogórskiego Parku Narodowego.
Dalej wędrując na zachód szeroką (z wyjątkiem odcinka osuwiska) łagodną ścieżką minęliśmy leżący na rozległym wypłaszczeniu zbocza, na wysokości 1135 m n.p.m., poniżej Borsuczych Skał i tuż powyżej Górnego Płaju Marków Stawek. To jeden z najbardziej znanych i zarazem największych naturalnych zbiorników wodnych w masywie Babiej Góry, będący typowym jeziorkiem osuwiskowym, powstałym w wyniku lokalnych przemieszczeń mas skalnych fliszu karpackiego. Niebawem po stawku przekroczyliśmy z lekka szemrzące nitki cieków wodnych, które łącząc się poniżej Płaju tworzą potok Cylowy. Jeszcze chwila i docieramy do punktu zwanego Fickowe Rozstaje (1103 m n.p.m.). Tu szlak żółty, który równolegle z czerwonym prowadził nas od Markowych Szczawin odłącza sie w prawą stronę sprowadzając turystów do Zawoi Czatoża. Szlak ten, tylko we wcześniejszym fragmencie poznaliśmy wczorajszego dnia wędrując od Slanej Vody na szczyt Babiej Góry. Szerszej masie turystów znany jest on z tego, że od Skrętu Ratowników na Górnym Płaju prowadzi na szczyt Diablaka jako osławiona Perć Akademików (Akademicka Perć). Tu na rozwidleniu szlaków, na krótkim odpoczynku jaki zarządziłem, odczuliśmy też ostateczną już zmianę pogody. Z mglistej, wietrznej i chłodnej atmosfery panującej w powietrzu wyłoniła sie piękna słoneczna i ciepła wiosna. Wtedy też troszkę pożałowałem decyzji podjętej tuż po śniadaniu, ale taka jest też przecież rola przewodnika. Za Fickowymi Rozstajami mijając strumyki Czarnej Wody wkroczyliśmy na górną część mocno już zarastającej Hali Czarnego, która kiedyś stanowiła obszar wypasu owiec. Pierwotna nazwa pochodzi od przepływającego tu potoku który chwilę temu mijaliśmy. Później zaczęto nazywać ja Halą Czarnego, od nazwiska Czarny - bacy, który był jednym z gospodarzących na tej hali. Według góralskich podań zbójnicy mieli tu ugotowali bacę w żentycy. Dawniej, nawet do lat 70-80 tych XX w. rozciągał się z niej szeroki widok na Zawoję, Pasmo Policy i Pasmo Jałowieckie. Po zaprzestaniu wypasu owiec w latach 60-tych minionego wieku hala w znacznym stopniu zarosła lasem świerkowym ograniczającym mocno panoramę. Już w chwilę po minięciu Hali Czarnego znaleźliśmy się na znajdującym się w lesie rozdrożu szlaków turystycznych zwanym obecnie Żywieckie Rozstaje (1098 m n.p.m.), a kiedyś Rozstajna Jodła.
Krzyżują się tu dwa szlaki turystyczne: czerwony, którym wędrowaliśmy i zielony, biegnący główną granią Pasma Babiogórskiego i jednocześnie granicą polsko-słowacką. Tą granicą przyszło nam wędrować do Mędralowej. Najpierw jednak naszą zdobyczą stała się Przełęcz Jałowiecka Południowa lub Jałowieckie Siodło (993 m n.p.m.) za którą opuściliśmy granice Babiogórskiego Parku Narodowego, a po króciutkim niemal nieodczuwalnym podejściu zaliczyliśmy niewybitne, zalesione wzniesienie Jałowcowego Garbu (1017 m n.p.m.). Po tej "zmarszczce" przedreptaliśmy przez kolejną przełęcz tym razem Przełęcz Jałowiecką Północną (998 m n.p.m.) zwaną również Tabakowym Siodłem z uwagi na to, że znajdowała się na starym szlaku przemytniczym którym z Węgier szmuglowano na północną stronę Karpat tytoń (tabakę). Na przełęczy znajduje się też węzeł pięciu szlaków turystycznych z których nas ciągle interesował tylko czerwony (niemal jak Simply Red). Po ok. 25 minutach wędrówki dotarliśmy do punktu zwanego Pod Mędralową (1109 m n.p.m.). Stąd ostrzejszym podejściem, z marszu, zaatakowaliśmy szczyt Mędralowej (1169 m n.p.m.). Ten padł pod naszymi stopami już po kilkunastu minutach, a my mogliśmy również paść, ale na zieloną trawę, bo korzystając z okazji i doskonałego miejsca widokowego jaką jest Hala Mędralowa zarządziłem odpoczynek. Oczywiście nie zabrakło omówienia roztaczającej się panoramy i widocznego fragmentu trasy jaka tego dnia nas jeszcze czekała. Po odpoczynku i nacieszeniu się widokami, przy pięknej już pogodzie ruszyliśmy przed siebie. W zasadzie to nawet za siebie, bowiem z Hali wrócić musieliśmy do punktu zwanego po słowacku Modralová (1150 m n.p.m.) miejsca rozejścia sie dwóch szlaków, znanego nam czerwonego i żółtego prowadzącego z Hali Barankowej pod Kolistym Groniem przez Modralovą do górnej części Orawskiej Półgóry. My bardzo krótkim odcinkiem tegoż szlaku ruszyliśmy zrazu w dół, w stronę Magurki (1114m n.p.m.). Już po chwili z prawej strony dołączyły się znaki koloru zielonego, którym to wędrować mieliśmy do rozejścia się szlaków za Czerniawą Suchą. Nie minęło 10 minut jak znaleźliśmy się w dolnej części Hali Kamińskiego, obchodząc sam wierzchołek Magurki od zachodniej strony. Dalsze kroki poczyniliśmy w stronę Przełęczy Klekociny (864 m n.p.m.) położonej pomiędzy Beskidkiem (1044 m n.p.m.) już w Paśmie Jałowieckim a miniętą przez nas Magurką. Na Beskidku wymagającym nieco podejścia, odwracając się na południe zrobiliśmy panoramkę, no i pamiątkowe focie delektując sie widokiem na Pasmo Policy, Babią Górę, Małą Babią Górę, Magurkę z Halą Kamińskiego, Pilsko i Romankę. Dalej przez Czerniawę Suchą (1062 m n.p.m.) zwaną też Suchym Groniem czy też Suchą Górą w głównym grzbiecie Pasma Jałowieckiego dotarliśmy do kolejnego rozejścia się szlaków. Zgodnie z planem powędrowaliśmy w prawo szlakiem żółtym prowadzącym m. in. od Koszarawy przez Jałowiec w rejon Przełęczy Przysłop. Po obniżeniu w siodło Przełęczy Suchej (Trzebuńskiej, 982 m n.p.m.) znaleźliśmy się na granicy między Koszarawą i Zawoją. Przez przełęcz, o czym przypomniałem wędrowcom, w trakcie II wojny światowej biegła granica między III Rzeszą a Generalnym Gubernatorstwem. Za przełęczą podjęliśmy trud podejścia przez Halę Trzebuńską (Kubulkową), której pierwsza z nazw pochodzi najprawdopodobniej od występującego w Zawoi nazwiska Trzebuniak, na szczyt Jałowca (oficjalnie 1111 m n.p.m.), najwyższej góry Pasma ...Jałowieckiego. Tu "rozbiliśmy się obozem", bowiem zarządzona została przeze mnie przerwa. Jak zawsze w takiej sytuacji wykorzystana ona została nie tylko do "ładowania akumulatorów", ale i do omówienia panoramy. Po raz kolejny podziwialiśmy Królową Beskidów wraz z przyległościami. Po omówieniu wszelkich aspektów historycznych tego miejsca (granicy III Rzeszy z GG, nieporozumień związanych z wysokością szczytu i pobytem w tym miejscu kardynałów Stefana Wyszyńskiego i Karola Wojtyły) ruszyliśmy ku Przełęczy Opaczne (879 m n.p.m.). Z niej zeszliśmy do prywatnego schroniska "W Murowanej Piwnicy” na Opacznem, w celu uzyskania pieczątek. Juz po chwili maszerowaliśmy dalej na mało wybitny szczyt Kolędówka (884 m n.p.m.) omijając sam wierzchołek nieco po północnej stronie. Zostało nam już tylko zejście na ostatnią tego dnia przełęcz, Przełęcz Kolędówki – położoną na wysokości 809 m n.p.m. Z niej to, obok murowanej kapliczki i tablicy dydaktycznej z opisem przyrodniczym tego miejsca, z ostatnim takim widokiem na Pasmo Babiogórskie, Pasmo Policy i dolinę Skawicy, podreptaliśmy szlakiem zielonym do położonej w dole Zawoi. Szlak którym schodziliśmy to fragment dłuższego odcinka z Sidziny przez Zawoję, Koszarawę i Babią Górę do Jabłonki, pewnym jego odcinkiem, a w zasadzie odcinkami wędrowaliśmy zarówno pierwszego jak i drugiego dnia. Po ok. 45 minutach szybkiego marszu, przez przysiółek Figury, obchodząc od południa wyniesienie szczytowe Jaworówki (789 m n.p.m.), od północy zaś Miśkowców Gronia dotarliśmy do końca wędrówki w Zawoi Centrum (546 m n.p.m.). Tu był oczywiście czas na odpoczynek, spożycie posiłku w jednym z obiektów gastronomicznych i zrobienie zaopatrzenia na drogę powrotną do Kielc. W nią udaliśmy się z nieskrywanym żalem, ale też z bagażem wrażeń i pozytywnych doznań po dwudniowej eskapadzie. Tego dnia, 14 dnia maja pokonaliśmy przy użyciu dwunożnego napędu dystans 22 kilometrów przy sumie podejść wynoszącej ponad 740 m. Tym razem zejść było dużo więcej, bo nazbierało się ich ponad 1380 m. A w sumie w ciągu dwóch pięknych turystycznie dni, pokonaliśmy odcinek ok. 36 km.





powrótpowrót



Kielce - Informacje Z życia PTTK
Region - warto zobaczyć


Współpraca



Facebook
Konkurs