Oferta turystyczna
Kalendarz imprez
Newsletter
Jeśli chcesz być informowany na bieżąco o nowościach w naszym serwisie podaj swój adres e-mail.
Wspomnienia z imprez



Zamow przewodnika
+ Nawigacja: PTTK Kielce » Historia Oddziału

SYGNAŁY Z GÓR

      Bywa, że urlopy spędzamy z dala od Gór Świętokrzyskich. Tak było w moim przypadku w 2009 r., gdy wędrowałem turystycznymi szlakami przez Karkonosze i Tatry Słowackie. Niezależnie od odległości dzielącej mnie od macierzy świętokrzyskiej mimo woli znalazłem się w kręgu historii naszego Oddziału PTTK. W aurę tej historii wprowadziły mnie symboliczne cmentarze ludzi gór, na których mogłem kontemplować piękne i wymowne epitafia.
      Pierwszy napotkany cmentarzyk znajdował się w Karkonoszach w Kotle Łomniczki na szlaku prowadzącym z Karpacza przez schronisko Nad Łomniczką do Śląskiego Domu. Powstał on w 1985r. z inicjatywy przewodników sudeckich, a jego motto wyraża tablica ze słowami zapożyczonymi ze słowackiej Osterwy: martwym ku pamięci – żywym ku przestrodze. Patronem cmentarzyka jest św. Wawrzyniec, czczony 10 sierpnia jako szczególny opiekun ludzi gór. Mają tu swoje miejsce m.in. Jan Paweł II, Edward Moskała /1926 - 1995/ - geograf, kartograf i autor wielu przewodników i panoram górskich, Waldemar Siemaszko /1931 - 1994/ - długoletni gospodarz schroniska Samotnia, przewodnik i ratownik GOPR. Drugi cmentarz nawiedzony przeze mnie znajdował się w Tatrach Słowackich w pobliżu Popradskiego Plesa u podnóża Osterwy. Ma on znacznie dłuższą historię sięgającą 1936 r., a na tablicach i krzyżach znajduje się tu już ponad 400 nazwisk ludzi gór. Jest tam upamiętnionych wielu Polaków, a przede wszystkim legendarny Klimek Bachleda /1849 – 1910/, wielki symbol ofiarności i służby przewodnickiej i tak mu podobny Wawrzyniec Żuławski /1916-1957/, członek PTT i PTTK, który zginął na ścianie Mont Blanc idąc na ratunek potrzebującym alpinistom. Obok tych wielkich ludzi gór jest tu również tablica pamięci Jana Grzybały – „Aśka” /1950 – 2004/, kielczanina, który zginął w tragicznych okolicznościach przysypany lawiną na słowackiej stronie pod Wysoką w rejonie Rysów. Zanim wyjechał na studia do Krakowa chadzał szlakami Gór Świętokrzyskich, później ruszył w Beskidy, Tatry i Alpy. Jako 18.letni chłopak był zdobywcą dużej złotej GOT, czego osobiście gratulował mu Władysław Krygowski. Był bratem działacza naszego Oddziału kolegi Jacka Grzybały.
      Na symboliczny cmentarz ludzi gór pod Osterwą poszedłem z potrzeby serca, by chwilą zadumy uczcić pamięć naszych znakomitych działaczy Krzysztofa Wilczyńskiego /1941-1995/ i doc.dr. Zbigniewa Rubinowskiego /1929-1997/. Los tak zrządził, że obaj zginęli w Alpach, lecz każdy w innym czasie, w innym miejscu i w innych okolicznościach. Nie mają epitafiów do odczytania pod Osterwą, więc tym bardziej pamięć o nich powinna być zapisana w naszych sercach.

      Od dnia śmierci K. Wilczyńskiego minęło wiele lat. Dla mnie nie jest to historia, lecz żywe wspomnienie przyjaciela, który naszemu Oddziałowi PTTK poświecił wiele lat swojego życia jako przodownik turystyki pieszej, górskiej i kolarskiej, jako przewodnik świętokrzyski i prezes Oddziału. Zawsze wyróżniała go niezwykła miłość do wszystkich istot żywych, a do psów szczególnie. Niczym zaklinacz węży dogadywał się z najdzikszym burkiem uwiązanym przy budzie. Był również aktywnym kolekcjonerem książek i kieleckich kart pocztowych. Jadąc w Alpy marzył o klasycznym wejściu na Grossglockner /3798 m/. Z raportu żandarmerii z Kaprun wiemy, że 16 lipca 1995r., ok. godz. 17:30, w czasie silnej burzy na drodze w kierunku Mooserboden /2040m/ spadł po skalistym stoku i poniósł śmierć na miejscu. Jego ciało odnaleźli po dwóch dniach ratownicy górscy penetrujący teren z wysokości śmigłowca. W tym tragicznym momencie Krzysztof był sam, tak więc okoliczności dramatu na zawsze pozostaną nierozpoznaną tajemnicą. Po raz kolejny okazało się, że góry w każdych warunkach mogą być bardzo niebezpieczne. Pogrzeb Krzysztofa odbył się w Kielcach na Cmentarzu Nowym z udziałem bardzo licznego grona turystów i geodetów, bo w tym zawodzie pracował kilkadziesiąt lat. Trumna opuszczona została do grobu przy dźwiękach poloneza Ogińskiego Pożegnanie Ojczyzny. Nikt nie krył wzruszenia i łez, bo Krzysztof swym życiem zasłużył na piękne i godne odejście na wieczne szlaki.

      Tragiczna śmierć Z. Rubinowskiego była jeszcze większym szokiem dla naszego turystycznego środowiska. Wyszedł z Tatr, gdyż w Zakopanem spędzał dzieciństwo i lata szkolne, tu zawsze wracał z utęsknieniem. Przeszedł przez Alpy, Hindukusz, Himalaje, Kaukaz, Pamir, Andy, Ałtaj, Góry Skaliste, a nawet Antarktydę, bez przesady przez wszystkie masywy górskie świata. Ustanawiał polskie rekordy wysokości: Noszak – 7492 m /1960 r./, Kangbachen -7902 m /1974 r./. Jego umiejętności techniczne i organizacyjne były powszechnie cenione, jego dom kielecki, najpierw przy ul. Żeromskiego, a później przy ul. Zagórskiej był zawsze otwarty dla ludzi gór. Przy ziołowej herbacie podawanej przez jego małżonkę Teresę można było w nieskończoność oglądać artystyczne slajdy i słuchać tego niezwykłego mistrza, z jednej strony wybitnego naukowca, geologa, a z drugiej strony niezwykle przyjacielskiego i skromnego człowieka. Dla niego PTTK, idee turystyki górskiej, narciarskiej i ochrony przyrody były stałym tłem życia, m.in. dzięki niemu zwiedzamy jaskinię Raj i świętokrzyskie parki krajobrazowe. W każdym środowisku cieszył się wielkim autorytetem, był obdarzany wysokimi godnościami w świecie nauki, w tym również godnością honorowego przewodnika świętokrzyskiego. Przede wszystkim uczył nas elementarnych zasad bezpieczeństwa w górach, pokazywał podstawowe techniki wspinaczkowe, organizował nam treningi na Zelejowej, Kadzielni, w Jurze, w Tatrach Polskich i Słowackich. Mimo upływu lat wierzyliśmy w jego ogromne siły witalne, podziwialiśmy jego sprawność fizyczną i odporność na wszelkie trudy. Wiadomość o jego tragicznym wypadku na trasie nartostrady alpejskiej w okolicy Dachstein-West niedaleko Salzburga była straszna. Wszyscy liczyli na cud, a on zgodnie z wolą Bożą odszedł ku niebiosom 11 lutego 1997r. Pamiętajmy, że ma swoje epitafium u podnóża G. Miedzianki, która otwierała mu drogę do naukowej kariery i, że rezerwat geologiczny Wietrznia nazwany jest jego imieniem. Z. Rubinowski nie ma swojego grobu w Kielcach, pozostał pod Alpami, więc idźmy na były Cmentarz Prawosławny, gdzie spoczywa jego ojciec, jeden z „Orląt Lwowskich” i tam postawmy światła pamięci - grób przy murze od zachodniej strony cmentarza z kapliczką drewnianą w stylu zakopiańskim.

Opuszczając symboliczny cmentarz pod Osterwą czytałem wpis w księdze pamiątkowej uczyniony 21 sierpnia 2008r. ręką Prymasa Polski ks. kardynała Józefa Glempa: Wszystkim nawiedzającym ten cmentarz i modlącym się za zaginionych z serca błogosławię.






powrótpowrót



Kielce - Informacje Z życia PTTK
Region - warto zobaczyć


Współpraca



Facebook
Konkurs